wtorek, 26 października 2010

Przedemerytalne smętki o emerytach


Odkąd przyszła do mnie troska o moją przyszłą emeryturę wszędzie dostrzegam starszych ludzi. I chociaż większość publikacji na rzeczony temat – a więc świadczeń emerytalnych i przedemerytalnych, a także wieku podeszłego – opatrzona jest na ogół fotkami staruszków, którzy stareńkie kości grzeją na parkowych ławeczkach w złotych promieniach jesiennego słońca, to po mojemu nijak ma się to do rodzimej rzeczywistości.

 

Jak wspomniałam, gdzie się nie ruszę tam starsi ludzie są. Rano jadą w zatłoczonych tramwajach kurczowo zaciskając artretyczne palce na szmacianych siateczkach, w których kryje się chudziutki i raczej mało zasobny portfel. Za ich przyczyną w sklepach tworzą się kolejki, bo z trudem wysupłują monety z portmonetki, a i pogadać sobie lubią ze sprzedawczyniami. Podejrzewam też, że dokładnie wiedzą, jakie zakupy chcą zrobić, a w cenach zorientowani są jak mało kto, chodzi tylko o to, by pobyć między ludźmi i ludzką mowę usłyszeć.

Zamiatają chodniki przed domem, walcząc z pożółkłymi liśćmi niczym Don Kichot z wiatrakami, bo wiadomo, że jutro, o tej porze, w tym samym miejscu będzie zalegał dokładnie taki sam złoto-czerwony dywanik. Uprawiają te swoje rachityczne działeczki, na których z trudem jakakolwiek zielenina przebija się przez mało żyzną glebę. Ale bronią ich wytrwale, zasiekami z drutu pracowicie otaczając. Popołudniami, z równie wiekowymi i niedowidzącymi psami drepcą parkowymi alejkami, po których jeszcze przed południem, zdyszani i bezsilni bezskutecznie usiłowali dogonić nadmiernie ruchliwe wnuczęta.

W tym kontekście interesujące są opinie, że starsi ludzie są społecznie wykluczeni i trzeba, by dłużej pracowali, bo wtedy będą czuli się potrzebni, no i zajęcie mieć będą. Jak widać, nie mają z tym żadnego problemu, spokojna wasza politykierska głowa.

Chodzi raczej o to, by dać im za te lata ciężkiej pracy wystarczająco godną emeryturę. Żeby mogli sobie na tej słońcem ozłoconej ławeczce spokojnie posiedzieć, między rówieśnikami pobyć, pojechać dokądś, marchewkę kupić w sklepie, a nie na działce hodować, bo taniej i nie liczyć na to, że syn czy córka kilka złotych dołoży do okien, które trzeba wymienić, bo zimą strasznie od nich 'ciągnie'.

Żeby ta godna emerytura sprawiła, iż dla siebie, swojej pracy, swojego życia, tego które za nimi i tego które jeszcze przed nimi nabiorą szacunku. Wtedy nie będą tylko darmową nianią, której można podrzucić rozpuszczonego jak – nomen omen – dziadowski bicz dzieciaka, bo nie chce się go wychować jego rodzicom. Wówczas z szacunkiem podchodzić się będzie do planów staruszków i pytać, czy dziecko można zostawić pod ich opieką. Czy może akurat spotkanie, wyjście, wyjazd mają zaplanowany? I chociaż wdzięczni i zobowiązani się poczują zostawiający te dzieci, na tyle przynajmniej, by posiedzieć pół godziny przy herbacie i porozmawiać.

To i kolejek w sklepach nie będzie. Po supersamach nie będą snuć się zasmuceni staruszkowie, każdą złotówkę oglądający razy kilka i z ludzką mową szukający kontaktu. O świcie tramwajem nie będą jechać do marketu na drugi koniec miasta, gdzie taniej o 10 groszy bułki sprzedają.

Choć najbiedniejsi, to emeryci najbardziej odpowiedzialnie podchodzą do swoich zobowiązań finansowych, w terminie płacąc rachunki i regulując raty. Czemu więc się tego nie docenia? U nas to zawsze wszystko na opak. Myślę, że nawet Robin Hood by się w tym nie połapał. W krótkim czasie zacząłby ograbić staruszki, żeby ten wdowi grosz dać Kulczykowi.

Ach! Zapomniałabym, co mnie tak dziś wzięło na te smętki. Przeczytałam, że we wtorek 26 października, czyli 'tudej' w ZUS Dzień Seniora jest. No, proszę jak ładnie z ich strony!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz