sobota, 30 października 2010

Sarkozy jest emerytalnym Don Kichotem


Prezydent Sarcozy nie ma łatwego życia. Odkąd go „znam” chłopina walczy jak lew i sto tygrysów z całym światem. Najwięcej krwi napsuła mu jednak niegdysiejsza koleżanka małżonka, a teraz jego własny naród.

Idzie francuska prezydencina pod prąd jak się patrzy. Pełna jestem podziwu dla jego determinacji i politycznej odwagi. Trudno oceniać efekty jego decyzji, ich skutki. Niemniej jednak zdecydowanie ma chłopina jaja! Nieważne, czy francuskie, żydowskie, czy też może węgierskie. Na pewno nie polskie, bo gdyby takie miał, to i o naszym premierze mogłabym powiedzieć, że to facet z jajami. A tak nie jest.

 

Sarkozy przetrwał bunt rozpuszczonych jak dziadowski bicz Francuzów, którzy tymi dziecinnymi protestami i strajkami przede wszystkimi sami sobie robili krzywdę. Nie wiedzą nawet, jak mają dobrze. Obniżając wiek emerytalny z 65 do 60 lat dał im w 1982 roku Francois Mitterrand palec, więc teraz żądają ręki.

Podniesienie wieku emerytalnego zaledwie o dwa lata zdemolowało i unieruchomiło Francję na kilka miesięcy. W trudnej sytuacji, w jakiej jest kraj przynieść to może 20 mld oszczędności. Jeśli uwzględnić, że Francuzi na emeryturze mają się całkiem dobrze, to – choć zwolennikiem podnoszenia wieku emerytalnego w ogóle, a zabierania mi wszelkich przywilejów w szczególności nie jestem – to doprawdy trudno mi zrozumieć, co tak bardzo ich oburza?

Pracują – mają życie usłane różami. Są na emeryturze – niewiele się zmienia. Niech spróbują rok u nas pożyć. Najpierw pracując, później stojąc w kolejce po czerstwe bułeczki, bo tańsze. Przynajmniej mają z czego odłożyć na starość. My nie mamy nic pracując, a jeszcze mniej przechodząc na emeryturę.

Kwintesencją emerytalnych rozterek miłośników wina, sera i żabich udek jest poparcie, jakiego reformom Sarkozy`ego udzielił sam Nursułtan Nazarbajew, prezydent Kazachstanu. Jak podkreślił miłościwie panujący żyjącym w nędzy Kazachom post-radziecki kacyk, tego rodzaju reformy w swoim kraju przeprowadził wiele lat temu. Ze znakomitym skutkiem.

Gdyby nie to, że dane mi było ten piękny i fascynujący kraj odwiedzić, pewnie bym mu uwierzyła.

A Sarkozy? Twardy jest. Więc pewnie sobie poradzi. Francuzom natomiast nadal proponuję wymianę. Chętnie zostanę obywatelką Republiki, a w zamian niechaj się któryś ze mną zamieni i pożyje tu trochu... Wróci pod skrzydła Sarkozy`ego szybciej, niż mu się wydaje.

Bo takiego survivalu, jaki serwują nam nasi politycy, ze świecą szukać.

Co nie zmienia faktu, że trzymam kciuki za naszych decydentów. Niech im się powodzi w tej emerytalnej batalii. Oby z korzyścią dla nas, przyszłych emerytów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz