sobota, 11 września 2010

PPE, czyli jak dostałam za nic

Rozpoczynam swoją krucjatę pod hasłem 'O Godną Emeryturę'. Wyposażona w wiedzę wydartą rozmaitym, mniej i bardziej skrupulatnym portalom postanawiam przejść od idei do czynu. Od koncepcji do realizacji. Od literek, z których składają się skróty OFE, PPE, IKE, PTE do konkretnych przedsięwzięć, które przełożą się na cyferki z wieloooooma zerami. Nie musi być teraz. Może być za te 30 lat. Byle te liczne zera to nie było jedyne, co składa się na moją emeryturę...

Po kolei jednak. Na początku był wprawdzie chaos. Ale stwórczynią swojej przyszłej emerytury będąc, postanowiłam to jakoś ogarnąć. Przygotować plan, który następnie wcielę w życie. Bo lubię, kiedy wszystko jest po kolei. A więc od czego zacząć? Od dnia pierwszego, rzecz jasna!

Rozsypałam na stole karteczki z rozmaitymi emerytalnymi pojęciami (a jest tego trochę), Wylosowałam PPE. Niech będzie. Dziś stworzę PPE. Pracownicze Programy Emerytalne to miła perspektywa spędzenia emerytury w luksusowych warunkach i to – pośrednio – dzięki swojemu pracodawcy. Czuły kapitalista to nieczęsty przypadek. Warto więc sprawdzić, czy jest taki w pobliżu, a później chuchać na niego i dmuchać. Byle pomnażał majątek firmy i systematycznie gromadził mój emerytalny kapitał.

Można się zastanowić, po co powierzać swoje pieniądze komuś, kto ma mi je wypłacać za moje oddanie i nadludzką harówkę? Otóż do kwoty składki, stanowiącej część mojego wynagrodzenia, w żaden sposób nie może podessać się ZUS. Nie ma znaczenia, czy to składka podstawowa, czy dodatkowa. Nic mu do tej części moich dochodów; żadnych 'należnych' sobie od niej nie pobierze, jak robi to bezwzględnie od każdej innej złotówki, którą zarobię. Nie jest z tym systemem aż tak różowo, bo limit wpłat w roku 2010 wynosi 14.368,50 zł, ale to i tak coś. Duże COŚ.

Moim skromnym zdaniem ustawodawca sam siebie postawił w roli oprawcy, skoro taką ulgę ludziom zafundował, do odkładania na emeryturę w ramach PPE zachęcając. Ale to już nie mój problem. Natomiast zrobić na złość ZUS-owi – tak, to jest nie tylko dla mnie, ale dla każdego rozsądnego kapitalisty w tym kraju motywacja do działania. Zemsta ma zdecydowanie słodki smak. Ta reakcja upewnia mnie w przekonaniu, żem zdrowa na umyśle. Na syndrom sztokholmski zdecydowanie nie cierpię.

Popędziłam więc jeszcze przed świtaniem do pracy. Dreptałam do 8:00 w sekretariacie prezesa. Ponieważ byłam tam jeszcze przed sprzątaczką, więc podlałam kwiatki. Przyszła sprzątaczka i zrobiła to samo. Woda z podstawek lała się na dywan, podłogę, kable i nogi sprzątaczki.


Jako że przybyłam tam na długo przed sekretarką, uporządkowałam jej papiery i zaparzyłam dla niej kawę. Za kawę była zobowiązana, za papiery – zebrałam burę. Okazuje się, że nie każdy lubi, jak mu się alfabetycznie poukłada pisma i wymaże gumką notatki, uczynione ołówkiem na marginesach. Cóż z tego, że pracowicie uczynione, jak szpecące biel papieru i czerń druku?

Wreszcie nadciągnął prezes. Jeszcze godzina czekania. Zrobiła się 10:00, kiedy wreszcie otwarły się przede mną wrota do Sezamu, jak mi się wówczas zdawało. Teraz zabłysnę! Zaczęło się od reprymendy za to, że od dwóch godzin, posługując się eufemizmem, którym prezes się nie posłużył, 'nic nie robię', a więc działam na szkodę firmy, nie pomnażając kapitału przedsiębiorstwa. Za te dwie zmarnowane godziny nie otrzymam wynagrodzenia, a jeśli okaże się, że zabieram szefowi czas to potrąci mi całą dniówkę.

Wychodziłam z gabinetu prezesa bogatsza, ale tylko o wiedzę, że potrąci mi całą tygodniówkę. PPE mogę sobie... Będzie mi mówił, co mogę z tym zrobić! Sama zadecyduję! W każdym razie wiem już, że z takiego gromadzenia środków na swoją przyszłą emeryturę nici, mówiąc oględnie bardzo. A i pracodawcę przydałoby się zmienić, na bardziej oświeconego w temacie. Zwłaszcza, że czytałam, iż są tacy

Niepowodzenia hartują, więc poddawać się nie będę. Wszak to początek mojej emerytalnej krucjaty. Jeszcze nie wszystko stracone. Tylko tej tygodniówki, w mordę, żal... Jedyne co mnie pociesza, to to, że i ZUS w tym miesiącu dostanie mniej. 

Dociera do mnie, że marna, oj marna to pociecha... W końcu nie chce być inaczej: mniej składek = mniejsza emerytura... 

Może weekend ukoi mój ból... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz