wtorek, 7 września 2010

Sen emerytalny, czyli jak to się zaczęło

Budzę się jak zawsze o 6:00. Za oknem ptaki już dawno rozpoczęły swój koncert, a ludzie poruszają się niemrawo po osiedlowych trawnikach, usiłując namówić czworonogi do pospiesznego załatwienia swoich potrzeb. To wcale nie jest łatwe. Rozumiem te biedne psy, jak mało kto. Będziecie w moim wieku, pojmiecie.

Zwlekam się z trudem z wyrka. Bosymi stopami dotykam zimnego, szorstkiego parkietu. Przydałoby się cyklinowanie, ale to drogie i właściwie po co mi to? W każdym razie papcie zawsze, każdego poranka mi to robią. Chowają się głęboko pod łóżkiem, jakbym mało miała problemów. Schyl się... Łatwo powiedzieć! Później nie można się podnieść z podłogi. A pęcherz ciśnie. Cholerna starość.

Do łazienki nie mam daleko, bo ile można chodzić po 28 metrach kwadratowych? Wiem, wiem. Szał! Sąsiadka mieszka na 20. Przynajmniej ma równy metraż i nikt nie robi z tego sensacji. A moje ukochane dzieci i wnuki stale mi mówią, że 'mogłabym już wyjść z tych 30 metrów'. Gdzie oni widzą te dwa metry więcej?

Chyba że chodzi im o to miejsce na cmentarzu, co je 15 lat temu wykupiłam obok świętej pamięci starego, jak doprowadzony do bankructwa przez rządzącą koalicję Zakład Komunalny przed ogłoszeniem upadłości majątek wyprzedawał. Promocja taka była... Się ogłaszali: 'kwatery prywatne w otoczeniu zieleni. Spokojna okolica i równie cisi sąsiedzi'.

Do dziś żałuję, że wtedy czterech nie wzięłam. Miałabym 8 metrów więcej powierzchni mieszkalnej, a przynajmniej użytkowej. Ogrzewać tego nie trzeba, temperaturę niską trzyma, więc może służyć za lodówkę. Bo prąd dawno odcięli, a nie ma gdzie mięsa trzymać. Jedyny plus tej biedy, że szczurów w piwnicy nie ma. I bezpańskie sierściuchy się nie szwendają po osiedlu. BTW: Malinowska z warzywniaka swojego pekińczyka pięknie spasła. Tylko pilnuje go franca bardzo.

O, pod drzwiami znów ulotki, wsunięte przez domokrążców. Jako jedyni tu zaglądają. Kiedyś listonosz bywał z emeryturką, ale już nie przychodzi. Wszystkim świadczenia zabrali, bo podobno rządzący nie mieli z czego żyć. Trudno się dziwić, skoro się nam parlament rozrósł do 800 osób... Wybory dwa miesiące trwają! I to tylko w pierwszej turze! Zostawili tylko mundurowym, olimpijczykom i nauczycielom. No, tych ostatnich nikt nie ruszy. Jak to-to zaczęło strofować premiera, pouczać, pastwić się, zeszyt sprawdzać, pały stawiać, to miło było patrzeć, jak się ucieczką salwował...  

Jaka lektura na dzisiejsze posiedzenie? Co my tu mamy... 'Spokojna jesień', 'Złoty zmierzch życia', 'Dom spokojnej starości dla ciebie'. Że jak człowiek starszy, to już do niego można walić na 'ty' z małej litery. Też mi coś. Choć lektura adekwatna. Wszak to cały blok emerytów. A po klatkach schodowych w niedzielne popołudnia snuje się młodzież zdegustowana, że dziadkowie wciąż żyją. Ale że rosołu, krwawicy naszej, się najedli z makaronem, co go wypłukujemy na zmianę z odpadów wyrzucanych przez pobliską restaurację, to już zapomnieli...  

A właśnie! Dziś mój dyżur. Trzeba wypastować kalosze. Dbająca o wygląd jestem, a w sandałach to się kiepsko w tych śmieciach brodzi. Bywa, że i po pas człowiek wpadnie, ale co wyłowi to jego! W zeszłym tygodniu to były dary losu! Szpital miejski z sal operacyjnych śmieci podrzucił. Mamy zapasy na zimę, choć ludzie mogliby bardziej być dbający o higienę. Myć się częściej i przede wszystkim staranniej depilować. Nie wszystko może udawać golonkę. I pić mogliby mniej, choć do wątróbki na winie niepotrzebne będzie wino...

BUM!!! ŁUP!! BACH!!

Huknęłam głową w nocny stolik, zrzucając lampkę, książki, gazety, budzik, komórkę, laptopa i porcelanowego osiołka, pamiątkę od ukochanego, przywiezioną z egzotycznej podróży. Ciężko dysząc siedziałam w obficie zroszonej potem pościeli. Mokry podkoszulek zimną szmatą zalegał mi na plecach. Trzęsłam się jak w febrze. Jasna dupa! Boszszsz... To sen tylko! Sen!


W pościeli coś się poruszyło. Dawno zmarły kolega małżonek? Nie, aktualnie żyjący pan konkubent. 'Nie śpisz sobie?' - spytał słodkim głosem i ponownie zapadł w sen. Tego w nocy to nawet wystrzały armatnie nie ruszą.  

Gdy wreszcie ochłonęłam z sennego koszmaru, położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. Zaczęłam więc liczyć. 'Masz ponad 30 lat do emerytury. Masz ponad 30 lat do emerytury. Masz ponad 30 lat do emerytury...'.

Kobieto! Zróbże z tym coś konstruktywnego, do diaska!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz